Izolacja społeczna – jak radzić sobie z kryzysem w czasie pandemii?

 In Portrety

Izolacja społeczna powoduje, że zaczynamy przeżywać ze wzmocnioną siłą to wszystko, z czym nie radziliśmy sobie dotychczas. Wszelkie objawy – lęki, niepokoje, bezsenność, smutek, kłopoty w relacji z partnerem, objadanie się słodyczami, zachowania przemocowe, utrata sensu mogą odżyć i stać się bardziej nieznośne.

Izolacja społeczna powoduje, że zostajemy zatrzaśnięci w naszych wnętrzach, odizolowani od innych, którzy wpływali na nas, na nasze przeżywanie świata. Ta sytuacja powoduje, że w zdwojony sposób mierzymy się ze sobą. Więcej możemy się o sobie dowiedzieć, ale też i bardziej zmęczyć się swoimi uczuciami – rozczarować sobą, poczuć niechęć, gdy nasze emocje są niezrozumiałe i wyrażane np. w bardziej gwałtowny sposób niż spodziewaliśmy się tego po sobie.

Dobrze ten czas uznać za czas obserwacji siebie i refleksji nad swoimi doświadczeniami. Zazwyczaj podczas kryzysów wzniecają się wszystkie te przeżycia, które nie zostały do końca opracowane psychologicznie. Kryzys jest stanem szczególnej kruchości i często nadszarpuje możliwości radzenia sobie, stad też w sytuacji niepokoju i niepewności zostajemy niejako bezbronni i narażeni na przeciążenie.

Lecz jest nadzieja: ten czas może pokazać nam to, czego dawnej być może nie chcieliśmy wiedzieć o sobie. Może zderzyć nas z tym, co w nas istnieje od najwcześniejszych lat. Być może izolacja i niepewność z nią związana, nasza zależność od biegu przyszłych wydarzeń może przypominać nam naszą zależność od rodziców i to jak ją znosiliśmy – czy czuliśmy się bezpiecznie w tej zależności i ufaliśmy, że przy boku rodzica poradzimy sobie, czy wręcz przeciwnie baliśmy się, że zależność od rodzica oznacza totalną niepewność i trzeba brać los w swoje ręce, ratować siebie przed zawodną opieką najbliższych?

Być może jest pewna analogia do przeżywania dzisiejszej sytuacji pełnej niepewności i zależności od tego, co będzie się działo (ekonomicznie, społecznie, w rodzinie): czy dziś możemy zaufać sobie, że nasza zdolność do przetrwania, nasze wnętrze, nasz wewnętrzny rodzic jest na tyle stabilny,  że zachowamy względne poczucie bezpieczeństwa nawet w sytuacji budzącej największą bezradność, czy raczej to wnętrze jest kruche, a wewnętrzny opiekun nie koi, a raczej starszy niepewnością i konsekwencjami?

Czy możemy zależeć od naszego wnętrza i ze względnym spokojem czekać na to, co będzie, czy raczej potrzebujemy przyjrzeć się sobie i zrozumieć, z czego wynika ten niepokój? Być może ma on swoje korzenie w najwcześniejszych latach naszego dzieciństwa, kiedy czekaliśmy na coś, na co nie mieliśmy wpływu, kiedy baliśmy się czegoś nieokreślonego, kiedy baliśmy się, że rodzic może rozczarować/zawieść, a my zależni od jego władzy/decyzji/psychologii musimy się temu poddać. Dziś też nasza zależność związana jest z czekaniem na bieg historii – przestrzeń znacznie większą niż nasze decyzje, możliwości, starania.

Recent Posts